Przygody Janusza z Olkusza cz. 5 – To ile pan spuścisz?

janusz

Po jeździe próbnej cała trójka była pewna, że ten dzień będzie udany. Przejażdżka po okolicznych dziurach ostatecznie wykrystalizowała to, co układało się w głowie Janusza od piątkowego wieczora, kiedy między kolejnymi kieliszkami i talerzami bigosu podjął życiową decyzję. Za chwile będzie miał Passata…

Komisowe biuro zrobione było z kontenera, który jeszcze kilkanaście lat temu dźwigał chińszczyznę na oceanicznych statkach. Wyglądało jak każdy z tysięcy tego typu przybytków rozsianych po różnych dziwnych miejscach w Polsce. Dwa krzesełka, biurko z demobilu, porozstawiane po kątach trutki na myszy i sfatygowane gumoleum, o którego strzępy potykał się każdy, kto wchodził podpisać umowę. Na ścianach jakieś kalendarze z gołymi babami i lipne certyfikaty „super sprzedawcy” i „gwarancji jakości”. Janusz ze szwagrem rozsiedli się jak wielcy panowie na skrzypiących krzesełkach a za blatem w prezesowskim fotelu zasiadł Mirek i wyciągnął z szuflady opasły segregator z dokumentami. – Na początek macie górę faktur! Niemiec dbał bardziej niż o żonę! Janusz zaczął przeglądać kupę pojedynczych kartek z tabelkami w których widniały różne dziwne kwoty w euro. Niemiecki znał tylko z opakować po niemieckiej chemii, które chętnie studiował przy okazji coraz częściej męczącego go zatwardzenia. Policzył wszystko i cmoknął z uznaniem. – No, nie oszczędzał… – No dobra, to ile zejdziemy z ceny? 8 tysięcy to jednak dużo jak za ten rocznik. – wtrącił szwagier. Starał się trzeźwo myśleć za Janusza, który przeglądał właśnie książkę serwisową, tak jak dziecko ogląda książeczkę z klockami Lego. Pieczątki niemieckiego dilera kończyły się gdzieś pod koniec 2005 roku. Od 2006 roku zaczynał się typowy dla aut z importu tajemniczy okres, kiedy to właściciel zaczyna ciężko chorować, kupuje drugi samochód albo nagle staje się gorliwym katolikiem i jeździ tylko w niedzielę do kościoła. – Za wiele to nie utargujemy, cena i tak jest okazyjna. Za taki egzemplarz powinienem wołać z tysiąc więcej, ale bardzo was polubiłem. – Powiedział zdecydowanym tonem Mirek. – Opuszczę wam dwie stówy, ale macie na aucie zimówki. Do zimy jeszcze parę miesięcy, ale jak będzie się delikatnie jeździć to i na wymianie w październiku zaoszczędzicie! I teraz najlepsze. Umowa na Niemca! Po co przy ewentualnej odsprzedaży pokazywać, że ktoś nim w Polsce jeździł? A tu od razu będzie wiadomo, że zadbany, że od prawdziwego Niemca i od jednego właściciela w kraju. No i trochę niższa cena na umowie, bo po co komu problemy, prawda? Jeszcze się skarbówka zainteresuje. Wiecie, to nie są tanie rzeczy… Janusz ze szwagrem pokiwali głowami z uznaniem nad znajomością przepisów i umiejętnościami handlowymi Mirka. – Dobra! Podpisujemy! Janusz położył na stole plik przepoconych banknotów. Handlarz błyskawicznie i z precyzją bankowej maszyny zaczął liczyć. Zgadza się! Dogadani! Po chwili cała trójka stała już przed biurem a Passat wesoło klekotał na wolnych obrotach zmęczonym turbodieslem, który kolejny raz dostał nowe życie. Mirek uścisnął dłoń swoim kontrahentom i eleganckim gestem wskazał drogę wyjazdową. Po chwili Passat powoli turlał się w kierunku bramy. Handlarz odruchowo podciągnął podniszczone jeansy jak zwykle prawie pod same łopatki i uśmiechnął się szeroko. – No dobra, gwarancja do bramy, a potem się nie znamy…

Ciąg dalszy nastąpi…

Chcesz więcej? Klikaj śmiało! Tu znajdziesz inne Przygody Janusza z Olkusza

 

 

 

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s