Przygody Janusza z Olkusza cz.6 – Coś kopci…

kopci.jpg

Janusz delikatnie zjechał z krawężnika, rzucił okiem w lusterka i śmielej wcisnął pedał gazu. Diesel zaklekotał z werwą, a wskazówka obrotomierza ruszyła w górę. Dwójka, trójka… Kurła, szybki jest! – mlasnął zadowolony pod nosem i delikatnie odpuścił. Przepisowe 90 km/h na razie będzie w sam raz. Wracamy do Olkusza! 

Wyjazd z Radomia jak zawsze był drogą przez mękę. Korek. Sprzęgło. Stop. Sprzęgło. Jedynka. Po chwili znowu stop. Trochę to trwało, ale Janusz miał to gdzieś. Był w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem w powiecie, a może nawet w całym województwie. Siedział za kierownicą własnego Passata B5 z dieslem pod maską i rozglądał się na boki, patrząc w oczy każdemu kierowcy. Tak, to mój. Niezły, prawda? – powtarzał w myślach. W lusterku wstecznym szwagier w swoim utlenionym okularniku obstawiał tyły. Po godzinie vipowska kolumna grzała już lewym pasem krajowej siódemki, chociaż prawy był pusty po horyzont. Janusz delektował się każdym przejechanym metrem, chłonął to wszystko tak, jakby zaraz miał się obudzić. Poznawał topografię deski rozdzielczej, oznaczenia na przyciskach, których nigdy wcześniej nie widział. Na ziemię sprowadziła go rezerwa, ale po kilku kilometrach na horyzoncie pojawiła się stacja benzynowa. Janusz podjechał pod dystrybutor. – Wlej mu tej lepszej, tej co Formuła 1 na niej jeździ! – powiedział szwagier – Niech się trochę silnik zakonserwuje, zanim zaczniesz tankować olej opałowy. Janusz z wypracowaną przez lata precyzją idealnie zatrzymał licznik na pięciu dychach. Zapłacili, wzięli po hot dogu, wrócili do swoich samochodów i ruszyli dalej. Jechało się cudownie. Każda redukcja, każde wciśnięcie pedału gazu zapewniało Januszowi doznania, których nigdy wcześniej nie miał okazji doświadczyć. Postanowił zadzwonić. – No co jest, szwagier? Nie nadążasz tym swoim parchem? – zaśmiał się Janusz w słuchawkę, ale szwagrowi nie było do śmiechu. – Coś zaczyna ci kopcić na biało. Mirek mówił, że to wilgoć w wydechu, ale trochę już ujechaliśmy, a to zamiast mniej to coraz więcej kopci! Rzeczywiście coś było na rzeczy. Janusz zerknął w oba lusterka i zobaczył mgłę, w której majaczyły dwa zmatowiałe i świecące zezem reflektory szwagrowego Mercedesa. Zerknął na zegary. Dopiero teraz zauważył, że wskazówka temperatury powoli zaczyna zamykać skalę. Zapaliła się kontrolka silnika a spod maski z każdą chwilą coraz głośniej słychać było niepokojące dźwięki. Janusz pobladł. Poczuł nieprzyjemne ciepło tak jak 40 lat temu, gdy zrzucił z biegu Syrenę ojca i wjechał nią do stawu. Silnik Passata z coraz większym trudem utrzymywał prędkość. Janusz nerwowo zredukował na trójkę, docisnął… i nic. Wskazówka temperatury zamknęła skalę. Diesel zgasł. Lśniący Volkswagen turlał się jeszcze chwilę i w końcu stanął przy barierze. Janusz siedział jak sparaliżowany przez dłuższą chwilę. Przed oczami miał wystrojoną Grażynę i Sebusia, którzy czekają pod domem na pierwszą przejażdżkę. Oczy zrobiły się wilgotne. Z zamyślenia wybudziła go wielka łapa szwagra tłukąca w boczną szybę. – Otwieraj maskę! – krzyknął. Po chwili obaj stali przed parującą komorą silnika. Motor Passata cykał, syczał, dymił, sapał i śmierdział. Obaj tak sterczeli udając, że wiedzą, czego szukać i że może jednak da się to doraźnie naprawić. Nie bardzo wiedzieli co się stało, ale nie ulegało wątpliwości, że przepalony bezpiecznik raczej to nie jest. – Kurła mać. Janusz posmutniał: No rzeczywiście, kurła mać…

Ciąg dalszy nastąpi…

Chcesz więcej? Klikaj śmiało! Tu znajdziesz inne Przygody Janusza z Olkusza

 

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s