Przytulony do prawej bariery Passat powoli stygł, ale wciąż wydawał dźwięki jak nosorożec po ostrym seksie. Sapał, dyszał, parował i śmierdział. Janusz ze szwagrem stali bezradnie przed otwartą maską i tępo patrzyli na plastikową obudowę silnika nie mając pojęcia, co się właściwie stało…
– I co? Jeździć nie umiesz! Na litość boską to nie Polonez! Co żeś zrobił? Janusz odtworzył w myślach ostatnie pół godziny i krok po kroku przeanalizował każdy kilometr, każdą zmianę pasa i redukcję. – No nic. Jechałem. – Jechałeś, jechałeś, i szlag trafił uszczelkę pod głowicą… Chyba… – Czyli, że co? – Gówno! Dzwoń do Mirka. Jak sprzedał bubla to niech się teraz tłumaczy i kasę oddaje! Janusz wyciągnął komórkę i znalazł numer do autokomisu „AS”. Po kilku sygnałach w słuchawce zabrzmiał znajomy głos. – Halo? Janusz z tej strony. Mamy problem z Passatem. – Zaraz, zaraz. Powoli. Jaki Janusz? Jaki Passat? – No kupiliśmy Passata u was w komisie. – Jakiego Passata? Umowę macie? – No mam. – A kto tam jest wpisany w umowie? Janusz wyciągnął ze schowka papier, i zaczął literować imię i nazwisko brzmiące jak rozkaz rozstrzelania. – Wolfgang Lufterhoffenbauer? No to po jaką cholerę do mnie dzwonicie? Macie Niemca to z nim sobie załatwiajcie a nie uczciwym ludziom dupę zawracacie! Do widzenia! Klientów mam! Janusz pobladł. W tym momencie poczuł się sam jak palec. Jak niedopalony kiep na środku plaży w Mielnie, jak puszka po Harnasiu utleniająca się w krzakach gdzieś na brzegu Wisły… Po chwili zebrał się w sobie. – Dzwonimy po pomoc drogową? – Jaka pomoc drogowa? – zagotował się szwagier – Mało masz wydatków? Dawaj linkę. – A masz trójkąt? – A po co? Przecież auto jedzie a nie stoi. Awaryjne włączaj i jedziemy do Olkusza do mojego mechanika. Szybko ogarnie, może się nawet okaże, że to jakiś drobiazg. Szwagier ruszył do bagażnika swojego budyniowego Mercedesa. Przekręcił kluczyk w zamku i wyuczonym ruchem strzelił z pięści w klapę. W pierdolniku, który szczelnie wypełniał kufer, zaczął nerwowo szukać linki holowniczej. Po dłuższej chwili wyciągnął ufajdany smarem sznurek i szybko zabrał się za łączenie zestawu. Po kwadransie wyklinania na czym świat stoi, całość była spięta i gotowa do jazdy. – Wsiadaj, wrzuć na luz a ja będę powoli ruszał. Janusz posłusznie usiadł za kierownicą Passata. Szwagier szarpnął, linka strzeliła i metalowy hak z pełną mocą przywalił w przednią szybę Passata robiąc pajączka dokładnie na wysokości oczu załamanego Janusza. – Kurła mać… Westchnął. W sumie było mu już wszystko jedno. – Mogłem kupić Poloneza, nowszego niż mój, może nawet z gazem, ale nie, Passata mi się zachciało. Człowiek to jednak głupi jest… Szwagier w tym czasie starym sposobem zaplątał linkę na dwa niedbałe węzły i ponownie ruszył. Zestaw powoli zaczął się toczyć prawym pasem. Janusz tępo patrzył w lusterko i przyglądał się wielkiej plamie płynów ustrojowych, które ostatnim tchnieniem wypluł pod siebie jego wymarzony samochód. Miało być pięknie, wyszło jak wyszło. W tym momencie poczuł wibrację telefonu w kieszeni spodni. Zerknął na ekran i pobladł. To Grażyna…
Ciąg dalszy nastąpi…
Chcesz więcej? Klikaj śmiało! Tu znajdziesz inne Przygody Janusza z Olkusza